25 sierpnia 2014

6: Rue Réaumur

Stanęłam na moim maciupkim balkonie i odpaliłam papierosa. Rzadko zdarzało mi się palić, ale przychodziły momenty, w których po prostu musiałam. I teraz był taki moment. Wygrywałam. W końcu byłam na fali, a nie pod nią i czułam jak moje serce znowu bije swoim rytmem – nie tym, które wytaczał mu Felix.
- Wychodzę tylko do ubikacji, a ty już się trujesz – usłyszałam za sobą. Lokaty chłopak zapinał właśnie klamrę od paska w spodniach i kręcił z pożałowaniem głową.
- Wiesz, takie rzeczy również mógłbyś robić w toalecie – skinęłam głową w stronę  jego nieudolnej walki z mało skomplikowaną rzeczą. Nie do pomyślenia było, że ktoś taki jak on mógł być zarazem takim twardym zawodnikiem na boisku i taką ciamajdą poza nim.
- Zrozumiałbym, gdybyś miała zły dzień, ale dziewczyno! Ty rządzisz! – chwycił mnie w pasie i podniósł do góry, tak że moja sylwetka znalazła się powyżej poziomu balkonowej barierki. David miał czasami głupie zagrywki – nawet w stosunku do kogoś, kogo znał ledwo miesiąc. Sama nie rozumiałam naszej relacji. Po pamiętnym wywiadzie zadzwonił do mnie z zaproszeniem na lunch. Zgodziłam się bez większego namysłu i tak zaczęła się nasza „wielka przyjaźń”. Razem piliśmy, wygłupialiśmy się, obdarzaliśmy ironiami i niezbyt pochlebnymi komentarzami. Było nam dobrze w swoim towarzystwie i tylko to się liczyło.
- Trzeba to jakoś uczcić – wypuściłam dym prosto na jego roześmianą twarz. Momentalnie postawił mnie na ziemi i jednym, szybkim ruchem wygarnął mi bibułkę z ręki. Nie lubił, gdy ktoś w jego otoczeniu palił – nawet jeśli byli to koledzy z drużyny. Prowadził sportowy tryb życia i chciał aby wszyscy wokół też byli takimi entuzjastami jak on. Do mnie to jednak nie przemawiało. Mimo, że sporadycznie biegałam – nie miałam ochoty bawić się w „jak być zdrowym i pięknym”. Lubiłam moje małe używki i nie miałam ochoty się z nimi rozstawać. Dlatego też, tak bardzo wkurzałam tym Luiza, który nie potrafił zrozumieć mojej niepohamowanej chęci kłócenia się z nim, o to, kto ma rację w tej kwestii.
- Nigdy tak nie rób. Marnujesz moje ciężko zarobione pieniądze – powiedziałam poważnym tonem – To, że ty zarabiasz miliony nie znaczy wcale, że i ja mam pieniędzy jak lodu.
Spojrzał na mnie, jakbym co najmniej oskarżyła go o zbrodnię wojenną. Dobrze wiedziałam, że nie lubił rozmawiać o pieniądzach, bo uważał, że zarabia stanowczo za dużo, jak na swoją pracę. Lubił dzielić się z innymi, więc kiedy pewnego razu przyniósł mi w prezencie jakiś cholernie drogi zegarek, a ja kazałam mu go oddać, bo w życiu nie założę na siebie czegoś, za co mogą mi odciąć rękę – strasznie się wkurzył.
- A ty nigdy nie wypominaj mi tego, o czym przed chwilą wspomniałaś – obrócił się na pięcie i wszedł do środka. Podążyłam za nim. Usiadł na blacie i postawił sobie butelkę wina między nogami. Wyciągnął korkociąg z szafki znajdującej się tuż pod jego osowiałą sylwetką i zaczął swój rytuał otwierania naszego ulubionego trunku. Przez ostatni miesiąc staliśmy się krytykami winnego napoju. Co tydzień pan w lokach przynosił ze sobą jakiś trunek, niekoniecznie drogi, który musieliśmy opróżnić do końca nawet jeśli byłby to najgorszy smak w naszym życiu. Tym razem jednak strzelił w dziesiątkę wybierając jasne, słodkie wino. Nalał po pełnej lampce i udaliśmy się do mojego, jakże przestronnego salonu. Posadził tyłek na kanapie i poklepał pustą przestrzeń obok siebie.
- Wiesz – zaczął, a ja czułam, że zaraz wypali z jakimś super głupim pomysłem – W piątek mój kolega z klubu organizuje parapetówkę. Taka tam, mała imprezka z darmowym alkoholem. Pomyślałem, że mogłabyś być moją osobą towarzyszącą, co?
Wybuchłam śmiechem. Ale nie takim – „o jak super, że zapytałeś”, tylko – „miałam nadzieję, że nigdy o to nie zapytasz, a teraz się śmieję, bo wpadłam w panikę”. Okropnie bałam się chwili, w której postanowi przedstawić mnie kumplom. Doskonale wiedziałam, jak to się dalej potoczy – najpierw znajomi, potem rodzina, oficjalna randka, plotki, pierścionek… Nie tego potrzebowałam w tej chwili. Chciałam przyjaciela. PRZYJACIELA.
- Przedstawisz mnie jako następczynię Sary Madeiry? – rzuciłam nieco przesadzonym, ironicznym tonem za wszelką cenę starając się ukryć nutkę przerażania, jaka cały czas tliła się gdzieś w okolicach serca. Wstałam z kanapy i duszkiem opróżniając zawartość mojego szklanego naczynka, nalałam sobie drugą porcję.
- Daj spokój Mili. Muszę z kimś przyjść, żeby nie wyjść na frajera. Taki kozak, a nawet koleżanki nie ma? Jak ja będę wyglądać? Jak skończona oferma.
- Bo jesteś ofermą David – poklepałam go po ramieniu – Musisz się z tym pogodzić – udałam smutny ton i klepnęłam go w czoło.
- Boisz się, że zaczną o nas plotkować? – chwycił mnie za przegub i przyciągnął do siebie – Nowa Pani Marinho – szepnął wprost do mojego ucha.  Poczułam jak dreszcze przechodzą mnie po plecach. Już dawno, żaden mężczyzna nie był tak blisko. Mimo nieustającej chęci, odepchnęłam go i zaśmiałam się głupkowato.
- Dobra. Pójdę z Tobą, tylko nie rób z nas słodkiej pary, okej?
Piłkarz ucieszył się jak dziecko i powrócił na swoje kanapowe miejsce. Miałam obawy co do tego, jak będzie wyglądać to przyjęcie. Nikogo przecież nie znałam i nikt nie znał mnie. Pewnie nawet nie wiedzieli o moim istnieniu. Bo po co miał im o mnie wspominać? „Cześć, mam przyjaciółkę, którą znam trzy tygodnie i w zasadzie nic nie robimy, tylko pijemy wino” – brzmiałoby całkiem komicznie. Już widziałam w oczach zgromadzonych te iskierki zaskoczenia i konsternacji. Sara odeszła tak niedawno, a w ich mniemaniu będę tą, która ma zastąpić jej miejsce – nawet jeśli tak nie miało być. Bałam się też trochę, że sam David mógł pomyśleć sobie za dużo. Nie wierzyłam w przyjaźń damsko-męską, chociaż bardzo chciałabym zatrzymać go przy sobie. Wiadome było, że któreś z nas w końcu wpadnie – na mnie się nie zanosiło, więc grono podejrzanych zawężało się do jednej osoby.
- Nie chcesz tam iść, prawda? – odezwał się nagle nachylając się nad pełnym kieliszkiem. Wyglądał uroczo z zakłopotaniem wypisanym na twarzy. Niczym małe dziecko pozbawione najlepszej zabawki.
- Pójdę tam, żebyś mógł im skopać tyłki – podeszłam do kanapy i usiadłam tuż obok niego – W końcu niecodziennie przyprowadza się takie laski jak ja – zażartowałam i w końcu pokazał mi swój promienny uśmiech. Lubiłam kiedy się uśmiechał, bo odnosiłam wrażenie, że wtedy cały świat był lepszy – coś jakby zbawiał ludzkość pokazywaniem zębów. Mogłam tak patrzeć godzinami – po prostu czułam się wtedy lepszym człowiekiem.
- Wiesz co? Cieszę się, że Cię spotkałem, Mila. Jesteś jedyną osobą w tym zakichanym mieście, która naprawdę jest coś warta.
Nie tylko ja nie przepadałam za Paryżem. Luziowi też ciężko było się tutaj odnaleźć. Przez pewien czas mieszkał w Londynie i przyzwyczaił się już no wyspiarskich manier, klimatu i sposobu bycia. Stolica Francji była zupełnie inną bajką. Turyści towarzyszyli na każdej większej uliczce, zakochane pary w restauracjach, hektolitry wina i wcale nie taka piękna architektura. Wieża Eiffla, którą wyobrażałam sobie jako arcyciekawą i podniosłą statuę, okazała się być kupą żelaza postawioną w centrum. Jedynie nocne światełka, które na niej błyszczą są jakąś rzeczywistą ozdobą tego miejsca. Mój przyjaciel też za nią nie przepadał. Z resztą, mało co tutaj znał. Jeździł taksówką, bo tylko tak był w stanie trafić na trening. Do mnie też nią przyjeżdżał. Bał się jazdy samochodem uważając, że i tak nigdzie by nim nie zajechał. Miesiąc to stanowczo za mało na aklimatyzację. I na pewno za mało na uczucie…
- Jest po 22 – oznajmiłam nieco sennym tonem – Śpisz u mnie, czy wracasz do domu?
- Powinnaś zapytać: śpisz ze mną, czy wracasz do domu – jego łobuzerski ton przyprawił mnie o kołatanie serca.
- Proszę, proszę. Wystarczyło, że zgodziłam się na jakieś wyjście z Tobą i już pakujesz mi się do łóżka.
Ubrałam się w piżamę, zmyłam resztki makijażu i pożegnałam lekko zamroczonego procentowymi trunkami, Davida. Śmieszyło mnie, że był sportowcem a w ostatnim czasie tak się rozpijał. Oczywiście – nie powinien, ale wydarzenia sprawiły, że potrzebował ucieczki – wino mu ją dawało. Nie wspominał może zbyt często o Sarze, ale podejrzewałam, że dalej bardzo cierpi. Porzucony mężczyzna zawsze ma się gorzej niż porzucona kobieta. Ja mogłam się wypłakać  komuś w rękaw – jemu nie wypadało. Musiał być twardy.
Położyłam się do łóżka i owinęłam błękitną pościelą. Błogi sen już miał mnie w garści, kiedy donośny brzdęk telefonu rozniósł się po salonie. Wygramoliłam się i w ostatniej chwili przycisnęłam guzik.
- Dziękuję – jedno, proste słowo z którego mogłam odczytać tak wiele. Słyszałam ulgę – taką jak po zrzuceniu wielkiego ciężaru, wdzięczność – jak za obdarowanie czymś wyjątkowym, spokój, miłość. W jednej chwili stałam się kimś wspaniałym, a nie zrobiłam nic cudownego. Po prostu idę na imprezę z człowiekiem, który jeszcze przeszło trzy tygodnie temu był tylko nieznajomym. I ani trochę się tego nie boję.

Dobra – trochę się jednak boję.

16 komentarzy:

  1. Uwielbiam ironię, jaką główni bohaterowie się obdarzają. Ich rozmowy są fenomenalne i takie naturalne, widać, że naprawdę są świetnymi przyjaciółmi. Ale, mimo wszystko, podzielam obawy Mili, przyjaźń damsko-męska musi się w którymś momencie skończyć większym zaangażowaniem z jednej strony. Czy wspólne wyjście będzie takim przełomem? Zobaczymy;)
    PS. Zachwycam się minimalizmem szablonów, które tworzysz.
    Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ich ironia z czasem niestety zaniknie. Pojawią się znacznie poważniejsze tematy rozmów i już nie będzie w nich miejsca na takie zagrywki. Podpowiem, że obawy Mili są jak najbardziej prawidłowe.
      Dziękuję za komplement odnośnie szablonu i również ściskam! :)

      Usuń
  2. Uwielbiam stworzonego przez ciebie Davida, naprawdę i jak już nie raz, nie dwa wspominałam, mam nadzieję, że w rzeczywistości jest właśnie takim człowiekiem.
    Ten delikatny sarkazm, jakim obdarzają się nawzajem z Milą, te ironiczne komentarze oraz te, w których chłopak pozwala sobie na nieco więcej, wszystko to sprawia, że ich relacja wydaje się strasznie prawdziwa. Nie ma w niej miejsca na sztuczność ani skrępowanie.

    Widać, iż w ciągu ostatnich tygodni wyraźnie się do siebie zbliżyli i stali prawdziwymi przyjaciółmi. Mila otworzyła się przed nim, zaufała mu. Zdaje się, znalazła właśnie tego kogoś, kogo potrzebowała po felernej sytuacji z Felixem i Leą. Podzielam jej obawy w związku z "parapetówką", na którą zaprosił ją David. Wydaje mi się, że on nieco kryje się ze swoimi prawdziwymi uczuciami, a może nie jest ich do końca świadomy. W każdym razie wydaje mi się, że widzi on w Mili dziewczynę, która byłaby w stanie posklejać jego złamane serce i nadal życiu sens. Tylko czy ona jest w stanie postrzegać go tak samo, nie jako świetnego przyjaciela, a materiał na faceta, czy jest w ogóle gotowa na kolejny związek?

    A, jeszcze jedno. Ich tradycja próbowania wina jest świetna, doskonale to wymyśliłaś. To takie, hm, prawdziwe i nieoklepane, bo dużo łatwiej jest mi wyobrazić sobie Davida z butelką wina między kolanami, niż małą filiżanką kawy w którejś z paryskich kafejek.

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo bym chciała, żeby David był w rzeczywistości takim człowiekiem, jak to sobie wyobrażam.
      Faktycznie, zbliżyli się do siebie niesamowicie. I będą zbliżać się w dalszym ciągu, a ten rozdział był przełomowy w ich relacji. Teraz będzie już tylko pod górkę :)
      Tradycja próbowania wina wyszła zupełnie spontanicznie, nawet nie spodziewałam się, że ktoś zwróci na nią uwagę. To bardzo miłe :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Uwielbiam twojego bloga! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cierpię na brak weny. Aż mnie to męczy.
    Ale przeczytałam i zbyt dużo nie napiszę, oprócz tego, że przyjaźń Mili i Davida jest cudowna (która z nas nie chciałaby mieć takiego przyjaciela jak David :D). Mila myślami już zaczyna komplikować; ona może i jest przekonana, że nie zakocha się w Davidzie, bo wciąż leczy złamane serce po Felixie, ale czy David nie robi tego samego? Może on też nie myśli o ponownym zakochaniu się, wciąż dochodzi do siebie po rozstaniu z Sarą? :)
    Naprawdę, naprawdę, czekam z niecierpliwością na to, co wydarzy się na tej imprezie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam jej ostatnio w nadmiarze, więc jeśli chcesz, mogę Ci trochę podarować :)
      Myślę, że żadna dziewczyna nie pogardziłaby takim Davidem. Mila za to ma dar do komplikowania sobie życia - dla niej nigdy nic nie jest proste, zawsze widzi we wszystkim drugie dno i uwielbia rozważać "a co jeśli".

      Usuń
  5. Bardzo fajne opowiadanie! Uwielbiam Davida, a sposób w jaki ty to opisujesz jest taki... Prawdziwy... Czekam ze zniecierpliwieniem na następny rozdział i pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że udało mi się wykreować postać Davida w tak naturalny sposób. Starałam się jak mogę :) Również pozdrawiam!

      Usuń
  6. Nigdy, nigdy tego nie kończ. Ja chcę żyć tym ich światem do samego końca. Nie mogę się naczytać. Już nawet ciężko znaleźć nowe komplementy. Piszesz wspaniale. Piszesz tak, że czytelnik jest świadkiem tych wydarzeń, obserwatorem i jednocześnie uczestnikiem. Bohaterowie stworzeni nienagannie. Opisane perfekcyjnie. A ja chyba muszę się zaopatrzyć w słownik synonimów, bo czuję, że moja głowa to za mało na takie cudo. Bardzo fajnie uchwycone życie "poza karierą", to co się dzieje za zamkniętymi drzwiami, to jaki David jest prywatnie. I wiesz co? Fajnie, że coś się między nimi zaczyna. Wydaje się, że to jest potrzebne Luizowi.

    Pozdrawiam
    [simple-reaction]

    PS. bardzo, bardzo mi się podoba ten Twój szablon na Oscarze, ślicznie złożony :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od Ciebie, to już usłyszałam tyle komplementów, że powinnam się czerwienić do końca życia, a i tak by mi nie starczyło czasu. Ale pięknie dziękuję, bo to bardzo przyjemne :)
      Co do kończenie - to jeszcze kilka rozdziałów przed nami, już wiem że opowiadanie będzie 14-rozdziałowe, nie 15 jak to miałam w zamiarze. Ale już po głowie chodzi mi druga część, bo nie do końca jestem zadowolona, więc możliwe, że jeśli czas pozwoli - napiszę kolejne 14 rozdziałów :)
      I dziękuję za komplement dotyczący szablonu :)

      Usuń
  7. Czternaście rozdziałów do przodu? Mam się bać. Ja mam zaplanowane dopiero pierwsze pięć
    Co do rozdziału, świetny. Luiz, (nie)czujący coś do głównej bohaterki. Czekam na tę parapetówkę, na którą Mili i David się wybierają : )
    Świetnie piszesz, naprawdę. Z taką lekkością i niebanalną łatwością. Właśnie biorę się za czytanie twojego kolejnego dzieła, z Oscarem.


    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dostałam chyba ataku weny twórczej, bo w WORDzie, to opowiadanie zostało już napisane do końca i teraz tylko czeka na poprawki.
      Dostaję tyle komplementów na temat mojego stylu pisania, a ja tego w ogóle nie widzę. Ciągle mi coś przeszkadza i próbuję szlifować go non stop.
      Oscar to przyszłość, dopiero po Paryżu się rozkręci :)

      Usuń
  8. Nie, nie, nie! Nie mów, że jeszcze planujesz 9 rozdziałów i koniec tego cudownego opowiadania? ;C Ech.
    Co do tej części, to uwielbiam ją. Tyle Davida i Milii. Uwielbiam ich dialogi jakie między sobą prowadzą. Czują się w swoim towarzystwie tak swobodnie. czekam co przyniesie ta impreza :)

    Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak między nami, to wyszło nie 9, a 8 + epilog. Ale nie potrafiłam zostawić Mili i Davida i zaczęłam pisać drugą część - kiedy się pojawi, nie mam zielonego pojęcia.
      Mila i David złapali od razu kontakt, a ich relacja nabiera tempa. Teraz będzie już tylko pikantniej :)
      Również pozdrawiam!

      Usuń

Każda opinia zostawiona pod rozdziałem jest dla mnie przeogromnie ważna - to znak, że to co robię jest coś warte. Dlatego też staram się odpowiadać na każdy komentarz - czasami wychodzi mi to płynnie, czasami trzeba trochę poczekać. Dziękuję serdecznie za każde słowo!