Stanęłam
na moim maciupkim balkonie i odpaliłam papierosa. Rzadko zdarzało mi się palić,
ale przychodziły momenty, w których po prostu musiałam. I teraz był taki
moment. Wygrywałam. W końcu byłam na fali, a nie pod nią i czułam jak moje
serce znowu bije swoim rytmem – nie tym, które wytaczał mu Felix.
- Wychodzę tylko do ubikacji, a ty już się trujesz – usłyszałam za
sobą. Lokaty chłopak zapinał właśnie klamrę od paska w spodniach i kręcił z
pożałowaniem głową.
- Wiesz, takie rzeczy również mógłbyś robić w toalecie – skinęłam
głową w stronę jego nieudolnej walki z
mało skomplikowaną rzeczą. Nie do pomyślenia było, że ktoś taki jak on mógł być
zarazem takim twardym zawodnikiem na boisku i taką ciamajdą poza nim.
- Zrozumiałbym, gdybyś miała zły dzień, ale dziewczyno! Ty rządzisz!
– chwycił mnie w pasie i podniósł do góry, tak że moja sylwetka znalazła się
powyżej poziomu balkonowej barierki. David miał czasami głupie zagrywki – nawet
w stosunku do kogoś, kogo znał ledwo miesiąc. Sama nie rozumiałam naszej
relacji. Po pamiętnym wywiadzie zadzwonił do mnie z zaproszeniem na lunch.
Zgodziłam się bez większego namysłu i tak zaczęła się nasza „wielka przyjaźń”. Razem piliśmy, wygłupialiśmy
się, obdarzaliśmy ironiami i niezbyt pochlebnymi komentarzami. Było nam dobrze
w swoim towarzystwie i tylko to się liczyło.
- Trzeba to jakoś uczcić – wypuściłam dym prosto na jego roześmianą
twarz. Momentalnie postawił mnie na ziemi i jednym, szybkim ruchem wygarnął mi
bibułkę z ręki. Nie lubił, gdy ktoś w jego otoczeniu palił – nawet jeśli byli
to koledzy z drużyny. Prowadził sportowy tryb życia i chciał aby wszyscy wokół
też byli takimi entuzjastami jak on. Do mnie to jednak nie przemawiało. Mimo,
że sporadycznie biegałam – nie miałam ochoty bawić się w „jak być zdrowym i
pięknym”. Lubiłam moje małe używki i nie miałam ochoty się z nimi rozstawać.
Dlatego też, tak bardzo wkurzałam tym Luiza, który nie potrafił zrozumieć mojej
niepohamowanej chęci kłócenia się z nim, o to, kto ma rację w tej kwestii.
- Nigdy tak nie rób. Marnujesz moje ciężko zarobione pieniądze –
powiedziałam poważnym tonem – To, że ty zarabiasz miliony nie znaczy wcale, że
i ja mam pieniędzy jak lodu.
Spojrzał
na mnie, jakbym co najmniej oskarżyła go o zbrodnię wojenną. Dobrze wiedziałam,
że nie lubił rozmawiać o pieniądzach, bo uważał, że zarabia stanowczo za dużo,
jak na swoją pracę. Lubił dzielić się z innymi, więc kiedy pewnego razu
przyniósł mi w prezencie jakiś cholernie drogi zegarek, a ja kazałam mu go
oddać, bo w życiu nie założę na siebie czegoś, za co mogą mi odciąć rękę –
strasznie się wkurzył.
- A ty nigdy nie wypominaj mi tego, o czym przed chwilą wspomniałaś –
obrócił się na pięcie i wszedł do środka. Podążyłam za nim. Usiadł na blacie i
postawił sobie butelkę wina między nogami. Wyciągnął korkociąg z szafki
znajdującej się tuż pod jego osowiałą sylwetką i zaczął swój rytuał otwierania
naszego ulubionego trunku. Przez ostatni miesiąc staliśmy się krytykami winnego
napoju. Co tydzień pan w lokach przynosił ze sobą jakiś trunek, niekoniecznie
drogi, który musieliśmy opróżnić do końca nawet jeśli byłby to najgorszy smak w
naszym życiu. Tym razem jednak strzelił w dziesiątkę wybierając jasne, słodkie
wino. Nalał po pełnej lampce i udaliśmy się do mojego, jakże przestronnego
salonu. Posadził tyłek na kanapie i poklepał pustą przestrzeń obok siebie.
- Wiesz – zaczął, a ja czułam, że zaraz wypali z jakimś super głupim
pomysłem – W piątek mój kolega z klubu organizuje parapetówkę. Taka tam, mała
imprezka z darmowym alkoholem. Pomyślałem, że mogłabyś być moją osobą
towarzyszącą, co?
Wybuchłam
śmiechem. Ale nie takim – „o jak super, że zapytałeś”, tylko – „miałam
nadzieję, że nigdy o to nie zapytasz, a teraz się śmieję, bo wpadłam w panikę”.
Okropnie bałam się chwili, w której postanowi przedstawić mnie kumplom.
Doskonale wiedziałam, jak to się dalej potoczy – najpierw znajomi, potem
rodzina, oficjalna randka, plotki, pierścionek… Nie tego potrzebowałam w tej
chwili. Chciałam przyjaciela. PRZYJACIELA.
- Przedstawisz mnie jako następczynię Sary Madeiry? – rzuciłam nieco
przesadzonym, ironicznym tonem za wszelką cenę starając się ukryć nutkę
przerażania, jaka cały czas tliła się gdzieś w okolicach serca. Wstałam z
kanapy i duszkiem opróżniając zawartość mojego szklanego naczynka, nalałam
sobie drugą porcję.
- Daj spokój Mili. Muszę z kimś przyjść, żeby nie wyjść na frajera.
Taki kozak, a nawet koleżanki nie ma? Jak ja będę wyglądać? Jak skończona
oferma.
- Bo jesteś ofermą David – poklepałam go po ramieniu – Musisz się z
tym pogodzić – udałam smutny ton i klepnęłam go w czoło.
- Boisz się, że zaczną o nas plotkować? – chwycił mnie za przegub i
przyciągnął do siebie – Nowa Pani Marinho – szepnął wprost do mojego ucha. Poczułam jak dreszcze przechodzą mnie po
plecach. Już dawno, żaden mężczyzna nie był tak blisko. Mimo nieustającej
chęci, odepchnęłam go i zaśmiałam się głupkowato.
- Dobra. Pójdę z Tobą, tylko nie rób z nas słodkiej pary, okej?
Piłkarz
ucieszył się jak dziecko i powrócił na swoje kanapowe miejsce. Miałam obawy co
do tego, jak będzie wyglądać to przyjęcie. Nikogo przecież nie znałam i nikt
nie znał mnie. Pewnie nawet nie wiedzieli o moim istnieniu. Bo po co miał im o
mnie wspominać? „Cześć, mam przyjaciółkę, którą znam trzy tygodnie i w zasadzie
nic nie robimy, tylko pijemy wino” – brzmiałoby całkiem komicznie. Już
widziałam w oczach zgromadzonych te iskierki zaskoczenia i konsternacji. Sara
odeszła tak niedawno, a w ich mniemaniu będę tą, która ma zastąpić jej miejsce
– nawet jeśli tak nie miało być. Bałam się też trochę, że sam David mógł
pomyśleć sobie za dużo. Nie wierzyłam w przyjaźń damsko-męską, chociaż bardzo
chciałabym zatrzymać go przy sobie. Wiadome było, że któreś z nas w końcu
wpadnie – na mnie się nie zanosiło, więc grono podejrzanych zawężało się do
jednej osoby.
- Nie chcesz tam iść, prawda? – odezwał się nagle nachylając się nad
pełnym kieliszkiem. Wyglądał uroczo z zakłopotaniem wypisanym na twarzy. Niczym
małe dziecko pozbawione najlepszej zabawki.
- Pójdę tam, żebyś mógł im skopać tyłki – podeszłam do kanapy i
usiadłam tuż obok niego – W końcu niecodziennie przyprowadza się takie laski
jak ja – zażartowałam i w końcu pokazał mi swój promienny uśmiech. Lubiłam
kiedy się uśmiechał, bo odnosiłam wrażenie, że wtedy cały świat był lepszy –
coś jakby zbawiał ludzkość pokazywaniem zębów. Mogłam tak patrzeć godzinami –
po prostu czułam się wtedy lepszym człowiekiem.
- Wiesz co? Cieszę się, że Cię spotkałem, Mila. Jesteś jedyną osobą w
tym zakichanym mieście, która naprawdę jest coś warta.
Nie tylko ja nie przepadałam za Paryżem. Luziowi też ciężko było się
tutaj odnaleźć. Przez pewien czas mieszkał w Londynie i przyzwyczaił się już no
wyspiarskich manier, klimatu i sposobu bycia. Stolica Francji była zupełnie
inną bajką. Turyści towarzyszyli na każdej większej uliczce, zakochane pary w
restauracjach, hektolitry wina i wcale nie taka piękna architektura. Wieża
Eiffla, którą wyobrażałam sobie jako arcyciekawą i podniosłą statuę, okazała
się być kupą żelaza postawioną w centrum. Jedynie nocne światełka, które na
niej błyszczą są jakąś rzeczywistą ozdobą tego miejsca. Mój przyjaciel też za
nią nie przepadał. Z resztą, mało co tutaj znał. Jeździł taksówką, bo tylko tak
był w stanie trafić na trening. Do mnie też nią przyjeżdżał. Bał się jazdy
samochodem uważając, że i tak nigdzie by nim nie zajechał. Miesiąc to stanowczo
za mało na aklimatyzację. I na pewno za mało na uczucie…
- Jest po 22 – oznajmiłam nieco sennym tonem – Śpisz u mnie, czy
wracasz do domu?
- Powinnaś zapytać: śpisz ze mną, czy wracasz do domu – jego
łobuzerski ton przyprawił mnie o kołatanie serca.
- Proszę, proszę. Wystarczyło, że zgodziłam się na jakieś wyjście z
Tobą i już pakujesz mi się do łóżka.
Ubrałam się w piżamę, zmyłam resztki makijażu i pożegnałam lekko zamroczonego
procentowymi trunkami, Davida. Śmieszyło mnie, że był sportowcem a w ostatnim
czasie tak się rozpijał. Oczywiście – nie powinien, ale wydarzenia sprawiły, że
potrzebował ucieczki – wino mu ją dawało. Nie wspominał może zbyt często o
Sarze, ale podejrzewałam, że dalej bardzo cierpi. Porzucony mężczyzna zawsze ma
się gorzej niż porzucona kobieta. Ja mogłam się wypłakać komuś w rękaw – jemu nie wypadało. Musiał być
twardy.
Położyłam
się do łóżka i owinęłam błękitną pościelą. Błogi sen już miał mnie w garści,
kiedy donośny brzdęk telefonu rozniósł się po salonie. Wygramoliłam się i w
ostatniej chwili przycisnęłam guzik.
- Dziękuję – jedno, proste słowo z którego mogłam odczytać tak wiele.
Słyszałam ulgę – taką jak po zrzuceniu wielkiego ciężaru, wdzięczność – jak za
obdarowanie czymś wyjątkowym, spokój, miłość. W jednej chwili stałam się kimś
wspaniałym, a nie zrobiłam nic cudownego. Po prostu idę na imprezę z
człowiekiem, który jeszcze przeszło trzy tygodnie temu był tylko nieznajomym. I
ani trochę się tego nie boję.
Dobra –
trochę się jednak boję.
Uwielbiam ironię, jaką główni bohaterowie się obdarzają. Ich rozmowy są fenomenalne i takie naturalne, widać, że naprawdę są świetnymi przyjaciółmi. Ale, mimo wszystko, podzielam obawy Mili, przyjaźń damsko-męska musi się w którymś momencie skończyć większym zaangażowaniem z jednej strony. Czy wspólne wyjście będzie takim przełomem? Zobaczymy;)
OdpowiedzUsuńPS. Zachwycam się minimalizmem szablonów, które tworzysz.
Ściskam!
Ich ironia z czasem niestety zaniknie. Pojawią się znacznie poważniejsze tematy rozmów i już nie będzie w nich miejsca na takie zagrywki. Podpowiem, że obawy Mili są jak najbardziej prawidłowe.
UsuńDziękuję za komplement odnośnie szablonu i również ściskam! :)
Uwielbiam stworzonego przez ciebie Davida, naprawdę i jak już nie raz, nie dwa wspominałam, mam nadzieję, że w rzeczywistości jest właśnie takim człowiekiem.
OdpowiedzUsuńTen delikatny sarkazm, jakim obdarzają się nawzajem z Milą, te ironiczne komentarze oraz te, w których chłopak pozwala sobie na nieco więcej, wszystko to sprawia, że ich relacja wydaje się strasznie prawdziwa. Nie ma w niej miejsca na sztuczność ani skrępowanie.
Widać, iż w ciągu ostatnich tygodni wyraźnie się do siebie zbliżyli i stali prawdziwymi przyjaciółmi. Mila otworzyła się przed nim, zaufała mu. Zdaje się, znalazła właśnie tego kogoś, kogo potrzebowała po felernej sytuacji z Felixem i Leą. Podzielam jej obawy w związku z "parapetówką", na którą zaprosił ją David. Wydaje mi się, że on nieco kryje się ze swoimi prawdziwymi uczuciami, a może nie jest ich do końca świadomy. W każdym razie wydaje mi się, że widzi on w Mili dziewczynę, która byłaby w stanie posklejać jego złamane serce i nadal życiu sens. Tylko czy ona jest w stanie postrzegać go tak samo, nie jako świetnego przyjaciela, a materiał na faceta, czy jest w ogóle gotowa na kolejny związek?
A, jeszcze jedno. Ich tradycja próbowania wina jest świetna, doskonale to wymyśliłaś. To takie, hm, prawdziwe i nieoklepane, bo dużo łatwiej jest mi wyobrazić sobie Davida z butelką wina między kolanami, niż małą filiżanką kawy w którejś z paryskich kafejek.
Pozdrawiam :*
Bardzo bym chciała, żeby David był w rzeczywistości takim człowiekiem, jak to sobie wyobrażam.
UsuńFaktycznie, zbliżyli się do siebie niesamowicie. I będą zbliżać się w dalszym ciągu, a ten rozdział był przełomowy w ich relacji. Teraz będzie już tylko pod górkę :)
Tradycja próbowania wina wyszła zupełnie spontanicznie, nawet nie spodziewałam się, że ktoś zwróci na nią uwagę. To bardzo miłe :)
Pozdrawiam!
Uwielbiam twojego bloga! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie :)
UsuńCierpię na brak weny. Aż mnie to męczy.
OdpowiedzUsuńAle przeczytałam i zbyt dużo nie napiszę, oprócz tego, że przyjaźń Mili i Davida jest cudowna (która z nas nie chciałaby mieć takiego przyjaciela jak David :D). Mila myślami już zaczyna komplikować; ona może i jest przekonana, że nie zakocha się w Davidzie, bo wciąż leczy złamane serce po Felixie, ale czy David nie robi tego samego? Może on też nie myśli o ponownym zakochaniu się, wciąż dochodzi do siebie po rozstaniu z Sarą? :)
Naprawdę, naprawdę, czekam z niecierpliwością na to, co wydarzy się na tej imprezie!
Ja mam jej ostatnio w nadmiarze, więc jeśli chcesz, mogę Ci trochę podarować :)
UsuńMyślę, że żadna dziewczyna nie pogardziłaby takim Davidem. Mila za to ma dar do komplikowania sobie życia - dla niej nigdy nic nie jest proste, zawsze widzi we wszystkim drugie dno i uwielbia rozważać "a co jeśli".
Bardzo fajne opowiadanie! Uwielbiam Davida, a sposób w jaki ty to opisujesz jest taki... Prawdziwy... Czekam ze zniecierpliwieniem na następny rozdział i pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że udało mi się wykreować postać Davida w tak naturalny sposób. Starałam się jak mogę :) Również pozdrawiam!
UsuńNigdy, nigdy tego nie kończ. Ja chcę żyć tym ich światem do samego końca. Nie mogę się naczytać. Już nawet ciężko znaleźć nowe komplementy. Piszesz wspaniale. Piszesz tak, że czytelnik jest świadkiem tych wydarzeń, obserwatorem i jednocześnie uczestnikiem. Bohaterowie stworzeni nienagannie. Opisane perfekcyjnie. A ja chyba muszę się zaopatrzyć w słownik synonimów, bo czuję, że moja głowa to za mało na takie cudo. Bardzo fajnie uchwycone życie "poza karierą", to co się dzieje za zamkniętymi drzwiami, to jaki David jest prywatnie. I wiesz co? Fajnie, że coś się między nimi zaczyna. Wydaje się, że to jest potrzebne Luizowi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
[simple-reaction]
PS. bardzo, bardzo mi się podoba ten Twój szablon na Oscarze, ślicznie złożony :D
Od Ciebie, to już usłyszałam tyle komplementów, że powinnam się czerwienić do końca życia, a i tak by mi nie starczyło czasu. Ale pięknie dziękuję, bo to bardzo przyjemne :)
UsuńCo do kończenie - to jeszcze kilka rozdziałów przed nami, już wiem że opowiadanie będzie 14-rozdziałowe, nie 15 jak to miałam w zamiarze. Ale już po głowie chodzi mi druga część, bo nie do końca jestem zadowolona, więc możliwe, że jeśli czas pozwoli - napiszę kolejne 14 rozdziałów :)
I dziękuję za komplement dotyczący szablonu :)
Czternaście rozdziałów do przodu? Mam się bać. Ja mam zaplanowane dopiero pierwsze pięć
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, świetny. Luiz, (nie)czujący coś do głównej bohaterki. Czekam na tę parapetówkę, na którą Mili i David się wybierają : )
Świetnie piszesz, naprawdę. Z taką lekkością i niebanalną łatwością. Właśnie biorę się za czytanie twojego kolejnego dzieła, z Oscarem.
Pozdrawiam
Dostałam chyba ataku weny twórczej, bo w WORDzie, to opowiadanie zostało już napisane do końca i teraz tylko czeka na poprawki.
UsuńDostaję tyle komplementów na temat mojego stylu pisania, a ja tego w ogóle nie widzę. Ciągle mi coś przeszkadza i próbuję szlifować go non stop.
Oscar to przyszłość, dopiero po Paryżu się rozkręci :)
Nie, nie, nie! Nie mów, że jeszcze planujesz 9 rozdziałów i koniec tego cudownego opowiadania? ;C Ech.
OdpowiedzUsuńCo do tej części, to uwielbiam ją. Tyle Davida i Milii. Uwielbiam ich dialogi jakie między sobą prowadzą. Czują się w swoim towarzystwie tak swobodnie. czekam co przyniesie ta impreza :)
Pozdrawiam xx
Tak między nami, to wyszło nie 9, a 8 + epilog. Ale nie potrafiłam zostawić Mili i Davida i zaczęłam pisać drugą część - kiedy się pojawi, nie mam zielonego pojęcia.
UsuńMila i David złapali od razu kontakt, a ich relacja nabiera tempa. Teraz będzie już tylko pikantniej :)
Również pozdrawiam!