Piątek
nadszedł tak szybko, że nawet nie zdołałam się psychicznie przygotować. Tydzień
biegł pod przykrywką intensywnych zajęć, więc stosunkowo mało myślałam o tym co
miało wydarzyć się z początkiem weekendu. Dlatego też, gdy nadeszła godzina
zero, poczułam, że nie wyczerpałam odpowiedniego limitu paniki. Stojąc pod
chłodnym strumieniem wody, cała dygotałam – niekoniecznie z zimna. Wyobrażałam
sobie, jak to może wyglądać – wchodzimy do środka, gdzie czeka większość
zaproszonych gości. Nagle rozmowy cichną i wszyscy odwracają się w moją stronę
z wyrysowanym na twarzy zdziwieniem. Czerwienię się tak, że nawet gruba warstwa
fluidu nie jest w stanie tego zatuszować. Chichoczę nerwowo i nie wiem co ze
sobą zrobić. I choć bardzo chciałam wypędzić ten mało przyjemny obraz z głowy –
nie dało się. Umyłam szybko włosy, wytarłam się w czerwony ręcznik i zaczęłam
przygotowania – na wszelki wypadek założyłam koronkową bieliznę, bo w końcu
przezorny zawsze ubezpieczony. Rozczesałam blond kosmyki i załączyłam suszarkę
– nawet taka banalna czynność w tym stanie sprawiała mi problemy. Gdy w końcu
udało mi się doprowadzić czuprynę do wersji gotowej pokazaniu światu, ruszyłam
w stronę kosmetyczki. Za wszelką cenę nie chciałam się wyróżniać, dlatego
postawiłam na neutralne kolory – lekka brzoskwinia na policzki i beżowy cień do
powiek sprawiały wrażenie wręcz niewidocznych. Wykręciłam rzęsy na zalotce i
przeciągnęłam błyszczykiem po spierzchniętych ustach. Czułam jak szyja
drętwieje mi z nerwów. Podeszłam do małej garderoby i starałam się znaleźć coś
w miarę odpowiedniego. W końcu, po trudnych przymiarkach postawiłam na ciemne
dżinsy i nieco zbyt elegancką, beżową koszulę. Zrezygnowałam też ze szpilek na
rzecz wygodniejszych balerin. Ani się obróciłam, a na zegarze wybiła 20.
Otworzyłam wino i zaczęłam odliczać minuty do przyjścia Davida. Opróżniłam
butelkę stosunkowo szybko, przez co stałam się też odważniejsza. Już nie
chciało mi się płakać na myśl o wyjściu. Nawet bardziej chciałam iść, niż
zostać w domu. Gdy u progu pojawił się Luiz, rzuciłam mu się na szyję i
ucałowałam w policzek.
- Dobrze, że jesteś! – krzyknęłam trochę za głośno, przez co
Brazylijczyk na chwilę stracił słuch.
- Czy ty już coś piłaś, moja miłości? – postawił mnie na ziemi i
spojrzał prosto w oczy. Byłam totalnie pijana. A jego źrenice tak pięknie
komponowały się z brązem tęczówek. Nie wiem czemu, ale miałam niezmierną ochotę
wbić się w jego wykrzywione usta. Ale nie zrobiłam tego – resztkami trzeźwego
rozumu, powstrzymałam się. Powstrzymałam chęć, która tak bardzo mną władała. To
znaczyło tylko o jednym – naprawdę się zmieniłam.
- Myślę, że nie powinniśmy iść na tę imprezę, Mili – wziął mnie za
ręce i usiadł na kanapie posądzając moją lekko nieruchomą sylwetkę, na swoich
kolanach – Lepiej, jeśli zostaniemy w domu.
- Nie – zaprzeczyłam wyraźnie za mocno kiwając głową – Tak bardzo
chciałeś tam iść i pójdziemy. Mogę nawet powiedzieć, że jesteśmy parą jeśli
tylko chcesz!
Chłopak
zaśmiał się donośnie i pogłaskał mnie po włosach. Nie miałam siły iść do
toalety, a co dopiero na drugi koniec Paryża. Ale obiecałam – obiecałam, że
będę mu towarzyszyć, a teraz spiłam się mało wybrednym trunkiem i zrobiłam z
siebie idiotkę. Sytuację ratował tylko fakt, iż czułam zapach tych boskich
perfum, przy których woń Felixa, była jedynie marną podróbką drogiego flakonu. Pachniał
tak intensywnie, że aż piekło mnie w gardle – było to jednak pieczenie z grupy
tych przyjemnych. Bardzo przyjemnych. Pochyliłam leniwie głowę i spojrzałam na
mojego przyjaciela – ten niewzruszony dalej gładził mnie po włosach uśmiechając
się jak małe dziecko. Był taki beztroski, że często miałam wrażenie, iż jest
zaklętym w dorosłym ciele, chłopczykiem. Tym małym, uroczym Davidem, który
latał za piłką na jednym z zapuszczonych, starych boisk w środku miasta. Który
nie miał zmartwień, złamanego serca i pijanej dziewczyny na kolanach. Tego
wieczoru byłam w nim zakochana. Po uszy zakochana.
- Prześpij się, a potem pójdziemy. Daję słowo. – wiedziałam, że mówi
tak tylko po to bym przestała się upierać przy swoim. Nie wiem jakim cudem
wgramolił się na antresolę z takim ciężarem i zdołał ułożyć mnie w wygodnej
pozycji. Gdy ucałowawszy mnie w czoło chciał zejść na dół, chwyciłam jego rękę
i przyciągnęłam do siebie.
- Zostań. Nie będziesz czekał przecież na kanapie. Tylko godzinka i
będę jak nowonarodzona – wymamrotałam, a on posłusznie ułożył się u mego boku
przekładając rękę przez moją talię. Dopiero wtedy poczułam, jak bardzo
brakowało mi takich drobnostek – kogoś obok, gdy zasypiałam, całusa na
dobranoc, zapachu mężczyzny. Teraz to wszystko było tak blisko, leżało obok i
mogłam się delektować do woli. Tak bardzo nie chciałam zamknąć oczu, ale
Morfeusz miał nade mną przewagę. Zdążyłam jeszcze tylko chwycić jego dłoń i
odpłynęłam. Pamiętam, że śniło mi się przyjęcie. Wszyscy byli sympatyczni i
pozytywnie nastawieni. Poznałam całą drużynę i było naprawdę przyjemnie.
Gdy obudziłam się rano straciłam poczucie kontroli. Leżałam odwrócona
tyłem do Luiza, a ten obejmował mnie czule. Dokładnie zapamiętałam to, jak się
wczoraj zachowywałam. I co gorsza – ani trochę nie było mi wstyd. Zrzuciłam
rękę ze swojej talii i wypełzłam z pościeli. Przebrałam się w nieco
wygodniejszy strój i ruszyłam na podbój kuchni. Postanowiłam przygotować
najlepsze śniadanie pod Słońcem dla najlepszego przyjaciela pod Słońcem. Wbiłam
jajka na patelnię i dodałam szczypiorku. Niestety nie należałam do grona
najlepszych kucharek i zdołałam przypalić nawet tak proste danie jakim była
jajecznica.
- Cóż to za piękny zapach – poczułam jak zaplata mi ręce na
ramionach. Zapewniłam mu niezbyt przyjemna pobudkę.
- Chciałam zrobić coś dobrego. Tak na przeprosiny, za to co wczoraj
odwaliłam.
Zaśmiał
się i zsuwając jedną dłoń, zręcznie wyłączył palnik.
- Pozwól, że to ja następnym razem przyrządzę posiłek.
Chwyciłam
paczkę papierosów i wyszłam na balkon. Wiedziałam, że podąży za mną. Nie miał
na sobie koszulki, dzięki czemu mogłam do woli obserwować jego umięśniony tors.
Zaczął pociągać mnie nawet na trzeźwo – to robiło się niebezpiecznie.
- Zrobiłam z siebie totalnego frajera – zagaiłam odpalając kawałek
bibuły – Nie wiem jak Ci to wynagrodzę, naprawdę. Nawet nie mam wytłumaczenia.
Totalna amatorka…
- Daj spokój Mila. Szczerze powiedziawszy bawiłem się znacznie
lepiej, niż bawiłbym się na tej imprezie. Uwierz mi. – puścił oczko i podszedł
bliżej. Czułam jak pieką mnie policzki. Traciłam grunt pod nogami, a on nie
przestawał świdrować mnie wzrokiem. Musiałam uciec się do dramatycznego
chichotu i ukryć twarz za dymną poświatą. Jeszcze trochę, a posunęlibyśmy się o
krok za daleko. Skandal wisiał w powietrzu.
- Obiecuję, że następnym razem nie tknę alkoholu przed. Będę dzielnie
czekała w oknie i jak tylko się pojawisz, zbiegnę na dół pełna entuzjazmu!
Chciałam
jak najprędzej zboczyć z kursu. Ale on nie był głupi. Pragnął tego i dążył do
celu. Dotknął mojego boku i poczułam jak pali mnie skóra. Nigdy wcześniej nie
reagowałam tak na żadnego przedstawiciela płci przeciwnej. Stanął tak, że nasze
ciała dzieliły centymetry. Papieros zaczął niebezpiecznie drżeć. Chwilę potem
leżał już na ziemi walcząc o przetrwanie. Nie obchodziło mnie to ani trochę.
Jak zahipnotyzowana gapiłam się na jego poważną twarz. Zaprosiłam go do łóżka –
to była chyba najbardziej klarowna zgoda na takie zachowywanie się. Sama go
zachęciłam i teraz nie mogę się wycofać. Z resztą, wcale nie chcę.
- Jeśli pozwolisz – ucichł na chwilę przeszywając mnie wzrokiem –
Będę upijał Cię co wieczór.
Chciałam
odpowiedzieć, że kupię mu skrzynkę wina na zachętę, ale nie dałam rady
wykrztusić słowa. Wielka gula stanęła mi w gardle. Znowu czułam się jak głupia
nastolatka, która lada chwila ma przeżyć swój pierwszy pocałunek. Ten idealny,
wspaniały pierwszy pocałunek, o którym tyle mówią w filmach. Zaschło mi w
ustach. Tak bardzo się bałam – sama nie wiem czego. Nawet Durand nie
przyprawiał mnie o takie zawroty głowy. Iskrzyło – z każdą chwilą coraz
bardziej. Chemia zawładnęła przestrzenią. Wargi zbliżyły się niebezpiecznie. Ta
chwila zawieszenia trwała wieki. Aż w końcu, stało się. Delikatne zetknięcie,
które dało ulgę. Ulgę mojemu zepsutemu sercu. Ulgę jego zepsutemu sercu. W tej
właśnie chwili świat oszalał. Dotknął moich włosów, szyi. Przysunął swoje ciało
do mojego. Czułam się tak dobrze. Błogo, spontanicznie – niczym szesnastolatka,
która pojechała pierwszy raz na wakacje bez rodziców. Która jest wolna. Wolna
od uczucia do mężczyzny, który ją złamał. Wolna od przyjaciółki, która
zniszczyła jej światopogląd, wolna od
tęsknoty za rodziną. Zatopiłam dłonie w burzy loków. Dały mi tyle szczęścia.
Chłonęłam je litrami. Bałam się, że gdy przestanie mnie całować – znowu
przestanę żyć. Bo wcześniej nie żyłam. Dopiero teraz to zrozumiałam.
- Magia – wychrypiał ciągle trzymają mnie za włosy. Nie chciałam by
się oddalał. Odwzajemniłam więc to co rozpoczął. I znowu poczułam się jak w
niebie. Mogliśmy tak trwać w nieskończoność. Nie było sukienki, garnituru, ani
pięknej pogody. On nie miał na sobie koszulki, moje dresowe spodnie nie były szczytem
mody, chmury przysłaniały Słońce, a mimo to bajka wydawała się być realna.
Uśmiechnął
się i zetknął się ze mną nosem. Nie musiał nic mówić – oboje czuliśmy dokładnie
to samo. Daliśmy sobie chwilę zapomnienia o wszelkich problemach. A to dopiero
początek.
Cudowny rozdział ;*
OdpowiedzUsuńMasz bardzo ciekawy styl pisania. Po prostu nie da się znudzić czytając to opowiadanie. Bardzo się cieszę że wreszcie mogę przecytać ff o Davidzie Luizie bo wcześniej się z takim nie spotkałam :)
Czekam na następny i pozdrawiam :D
Dzięki piękne za komplement :)
UsuńDavid najlepszy! ♥ Mam nadzieje, że będą razem :) Uwielbiam twój blog :D Czekam z niecierpliwoscia na następny! :)
OdpowiedzUsuńPrzed nimi jeszcze wiele zawirowań :)
UsuńI jest pięknie :3 a ja łapię się na tym, że codziennie jestem na Twoim blogu i czekam na rozdział, a dziś jest podwójnie pięknie, bo się doczekałam :D uwielbiam ich naturalność, taką totalną prawdziwość relacji pomiędzy nimi i to, jak uczysz czytelnika rozumieć dlaczego dzieje się tak a nie inaczej. Tu wszystko ma swój czas, między słowami odnajduje się nadzieję, że może teraz jest nam źle, może czujemy się skrzywdzeni, samotni, ale trzeba wierzyć, że przyjdzie taki dzień, kiedy będziemy naturalnie szczęśliwi. Jak Mila i David. Chociaż przez chwilę poczujemy, że warto było czekać, warto było trochę pocierpieć. W opowiadaniach zawsze właśnie taka edukacja czytelnika mi imponuje. Ja sama nie potrafię pisać tak, żeby przekazać coś istotnego. Nie każdy ma ten dar, Ty niewątpliwie masz. I tego zazdroszczę i gratuluję. Kolejny raz niecierpliwie czekam na następne rozdziały :3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
[simple-reaction]
Jacie, jesteś chyba jedyną osobą od której usłyszałam tyle komplementów, że naprawdę nie można ich zliczyć! Strasznie mi miło, że zdołałam coś przekazać przez to opowiadanie, a nie tylko stworzyć "słodką historyjkę".
UsuńPozdrawiam również :)
Dopiero drugi września, a ja nawet nie mam czasu na drzemkę w ciągu dnia, więc pewnie niedługo totalnie zniknę z blogosfery. Ale tak się cieszę, że Mila się upiła, bo jak to mówią, alkohol wchodzi, prawda wychodzi... ;) I to się totalnie sprawdziło, bo okazało się, że David w ogóle nie jest jej obojętny. Tak się cieszę. Uwielbiam ich.
OdpowiedzUsuńJa na szczęście mam wolne jeszcze do końca tego miesiąca, więc poświęcam się do woli słodkiemu leniuchowaniu. Z tym alkoholem, to masz przenajświętszą rację - sama tego doświadczyłam ;)
UsuńWłaściwie, to mam mieszane uczucia po tym rozdziale, czy raczej po kompletnie sprzecznym zachowaniu Mili. Tym pocałunkiem sama sobie zaprzeczyła, jakoby potrzebowała jedynie relacji czysto przyjacielskich z Davidem. A wszystko w szarych realiach. Być może 'chwila zapomnienia' jest trafnym określeniem i niby miałam świadomość, że ona nastąpi, ale bardziej później niż wcześniej.
OdpowiedzUsuńAle może tak będzie lepiej. Może zbyt długie opieranie się byłoby zbędne, a przecież wciąż się potrzebują, w takiej, bądź innej relacji.
Mila od początku nie wie czego chce - a teraz trochę boi się przyznać - nawet przed samą sobą - że rzeczywiście jest coś na rzeczy z Davidem i to już przekroczyło granice przyjaźni. I dlatego, odnajduję w jej postaci, swój pierwiastek, bo ja również tak postępuję. Może dlatego tak ciężko ją zrozumieć :)
UsuńMoże i dopiero wrzesień, może i przede mną jeszcze cały wolny miesiąc, ale dzięki temu weekendowi kompletnie nie potrafię wyrobić się z niczym w czasie, mam nadzieję, że wszystko wróci do normy, gdy się skończy. Nie chciałam cię jednak zostawiać zupełnie z niczym, także musisz wybaczyć brak ładu i składu w moim dzisiejszym komentarzu.
OdpowiedzUsuńPo tym rozdziale doszłam do wniosku, że Mila jest trochę jak stereotypowa kobieta - do końca nie wie, czego chce, bo z jednej strony pragnęła przyjaciela, a gdy znalazła go w Davidzie, z którym mogła porozmawiać od serca, wypić butelkę wina i powygłupiać się, to zrujnowała ich przyjacielskie relacje zaproszeniem go do łóżka, a potem odwzajemnieniem pocałunku.
Zastanawia mnie czy to skutek alkoholu, ale chyba jednak tak, dzięki niemu wreszcie wydało się, że ci cali "przyjaciele" to trochę krętactwo, a David nie jest jej do końca obojętny. I bardzo dobrze, bo kibicowałam mu z całego serca!
Mam tylko nadzieję, że gdy Mila dojdzie do siebie, nie dojdzie również do wniosku, iż popełniła błąd pozwalając chłopakowi zbliżyć się do siebie, bo na pewno zraniłaby go tym, a skoro on chce poświęcać dla niej imprezę, na której pewnie chciał być, to to już coś znaczy.
Pozdrawiam :*
Mila mimo wszystko, jest bardzo stereotypowa. Ja nie wierzę w przyjaźń damsko-męską, dlatego w moim opowiadaniu nie mogło być inaczej :)
Usuń