Z
chwilą, gdy moje skromne pakunki stanęły na zimnej podłodze mieszkania Davida,
uświadomiłam sobie jak daleko zaszła ta znajomość. U Felixa byłam tylko
gościem, a zostawienie u niego swojej szczoteczki było niczym zawarcie
małżeństwa. Bronił się od wszelkich zobowiązań, a ja nie nalegałam. Luiz był
jego zupełnym przeciwieństwem – to on chciał gwarancji, lubił dawać i mieć Cię
przy sobie. Cieszył się jak dziecko, kiedy wielka ciężarówka podjechała pod
jego apartamentowiec.
- Niepotrzebnie wynajmowałeś takiego kolosa – oznajmiłam, gdy
kierowca otworzył tylną klapę, a naszym oczom ukazały się ledwie dwie walizki i
kilka kartonów. Brazylijczyk roześmiał się donośnie i z pełnym entuzjazmem
zabrał się za rozpakowywanie samochodu. Specjalnie na ten dzień odmówił
wszelkich spotkań związanych z klubem. Powiedział, że to dzień dla nas i nic
nie jest od tego ważniejsze. Wchodząc do garderoby zauważyłam, że uprzątnął
wszystkie swoje rzeczy z lewej strony, tak by zrobić dla mnie miejsce. Moje
ubrania zmieściłyby się w jednej szafce, a on zostawił mi całą ścianę.
Uśmiechnęłam się w duchu i rozpakowałam kilka t-shirtów układając je w
kosteczkę na jednej z półek.
- To tak na razie. – ucałował mnie w czoło – Jak zajmiesz się
remontem to pomyślimy o czymś specjalnie dla Ciebie.
Zaskoczył mnie wizją mnie zajmującej się remontem. Czy naprawdę
uważał, że osoba ze słomianym zapałem i wrodzoną niezdarnością jest w stanie
nadzorować małą budowę? Ściągnęłam
niewygodne buty i przeszłam się po posiadłości – bo tak właśnie można było
nazwać ten penthouse. Wszystko było w nim tak surowe i męskie, że aż prosiło
się o kobiecą rękę. Podeszłam do kuchni, w której rządził już Brazylijczyk i
objęłam go od tyłu.
- Co robisz? – wspinając się na palce, zajrzałam przez jego ramię.
Patelnia pełna była owoców morza skąpanych w jakimś czerwonym sosie. Zapach,
który ulatniał się z owego dania sprawiał, że mój żołądek domagał się
natychmiastowego zaspokojenia.
- To taki prezent na powitanie.
Rozwinął
na czarnym stole, granatowy obrus, postawił na nim dwa komplety talerzy i
nakładając na każdy porcję obiadu, zachęcił mnie do zajęcia miejsca. W życiu
nie jadłam tak wymyślnej kuchni, ale owa kompozycja aż prosiła się o
spróbowanie. Wzięłam kęsa i zaczęłam delektować się boskim smakiem.
- Boże. Jesteś mistrzem. Obiecuję, że nigdy więcej nie będę gotować –
powiedziałam przełykając kolejną część mojej porcji.
- Jak dla mnie, to możesz robić w tym domu co chcesz – uśmiechnął się
łobuzersko.
- Uwierz mi, że nie chciałbyś mnie widzieć w swojej kuchni. Z resztą
doświadczyłeś mojego talentu, kiedy próbowałam przygotować jajecznicę.
Nagle
po całym salonie rozbiegła się piosenka „All
of me”. David podbiegł do sofy i szybkim ruchem sięgnął małego, srebrnego
urządzenia.
- Słucham – jego głos był pełen zdziwienia, ale i radości – Co? Ale
jak to możliwe? – jego twarz nie wyrażała żadnych emocji – Myślisz, że to on?
Nie martw się. Postaram się być jak najszybciej.
Rozłączył
się i usiadł na skórzanej kanapie. Nic nie mówił. Oparł swoją głowę na rękach i
wziął głęboki oddech.
- To ona? – zapytałam cicho wciąż nie wstając od stołu. Przestałam
odczuwać głód. Wiedziałam, że to była Sara. I, że Luiz znów nie jest pewny tego
co czuje. Nie odpowiadał mi przez dłuższą chwilę. Doglądał czubków swoich butów
i chyba obmyślał, jak mi to wszystko wytłumaczyć. A ja zesztywniałam. Nie
mogłam nawet oddychać. Strach sparaliżował każdą część mojego ciała.
- Tak. Jej mieszkanie spłonęło. Doszczętnie – wydusił w końcu.
- Lecisz do Londynu?
- Ona nie ma tam nikogo. Cała jej rodzina mieszka w Lizbonie. –
podszedł do stołu i klęknął przy moim krześle – Jej matka ma jutro lot. Tylko
do tego czasu potrzebuje jakiegoś schronienia i towarzystwa. Nie ma nawet
dokumentów.
- A co z jej ukochanym? On nie może jej pomóc? – nie odważyłam się na
niego spojrzeć. Bałam się, że wpadnę w jakiś szał albo rozbeczę jak małe
dziecko.
- To on to zrobił. Rozstali się tydzień temu po tym jak ją uderzył.
Muszę do niej jechać Mila.
- Jasne. – otrząsnęłam się – To naturalne. Będę czekać na wieści.
Nie
minęła minuta, a już wpakowywał swoje ubrania do małej, podróżnej walizki.
Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim pośpiechu. Wyciągnął z szafki paszport,
plik pieniędzy i popędził w stronę wyjścia.
- Kocham Cię – pocałował mnie mocno i zniknął za drzwiami. A ja
zostałam sama w mieszkaniu, które było tak bardzo obce. Nie miałam pojęcia co
ze sobą zrobić. Jakaś część mnie właśnie umierała. Ufałam mu, ale nie na tyle,
by być pewną że jego uczucie do Sary nie odżyje. Samo jego zachowanie
sprawiało, że stawałam się niepewna. Wystarczyło jedno skinienie, a był w
drodze na lotnisko. I gdy wszystko układało się w piękną całość, znów ktoś
stawał na mojej drodze do szczęścia. Tym razem jednak wydawało mi się, że był
to mur nie do przebicia.
Gdy po raz pierwszy układałam się do snu w zimnym łóżku, bez Davida
przy boku, wróciły do mnie wspomnienia o czasach, kiedy nie było go w moim
życiu. A nawet, kiedy nie przyszło mi jeszcze mieszkać w tym cholernym mieście.
Praga była zupełnie inna – tam każdy miał uśmiech na twarzy, ludzie mówili
sobie „dzień dobry” nie dlatego, że taki był zwyczaj, tylko dlatego, że po
prostu chcieli być mili. Dokładnie pamiętam licealne lata. Może i byłam
głupiutką dziewczyną ciągle marzącą o idealnym życiu, ale przynajmniej niczego
mi nie brakowało. Zawsze mogłam liczyć na mamę, która była moją najlepszą
przyjaciółką. Powiedzenie jej największego sekretu nie było czymś wstydliwym,
ale raczej wybawczym. To ona pierwsza dowiedziała się o pocałunku z chłopakiem
ze starszej klasy, o zgubionych majtkach na balu absolwentów i pękniętej gumce.
Uroniła morze łez, gdy żegnała mnie na lotnisku w to pochmurne popołudnie. Ale
nie prosiła o rezygnację z Paryża. Życzyła mi dobrych chwil i powodzenia.
Dlatego nic dziwnego, że to do niej właśnie zadzwoniłam, by nie czuć się
samotną.
- Jak tam przeprowadzka córuś? – zapytała od razu, nie dając mi dojść
do głosu. Cieszyła się jak dziecko na wieść, że w końcu jestem szczęśliwa. Żartowała,
że skoro po tak krótkim czasie wprowadzam się do tajemniczego chłopaka, to tata
musi zacząć zbierać oszczędności na ślub. Nie powiedziałam im, kto jest moim
partnerem. Chciałam by przekonali się sami, przyjeżdżając do Paryża.
- Świetnie. Właśnie leżę w łóżku i szykuję się do snu. – mój
naciągany, wesoły ton na pewno został przez nią rozszyfrowany. Jej jedynej nie
potrafiłam nigdy oszukać. Zawsze udawało jej się doskonale odgadnąć moje
kłamstwa. Z resztą, od dziecka powtarzała mi, że woli najgorszą prawdę.
- Leżysz w łóżku? To chyba nie powinnaś do mnie dzwonić. – zachichotała
– My z tatą popijamy szampana. Udało mu się sprzedać najdroższy motor.
Uwierzysz?
- T-to świetnie! – ciężko było mi powstrzymać łzy. Bardzo za nimi
tęskniłam. Właśnie w takich chwilach najbardziej.
- Mili, wszystko okej? – zmartwiłam ją. Jej głos posmutniał.
- Małe, przejściowe problemy. Ale jutro już będzie dobrze.
- Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć? Kochamy Cię bardzo
mocno. Pamiętaj o tym.
- Ja też Was kocham. – otarłam łzę z policzka – Muszę kończyć. Odezwę
się niebawem.
Po usłyszeniu
denerwującego dźwięku w telefonie,
rozkleiłam się na dobre. Już nawet nie próbowałam się powstrzymać. Przybrałam
pozycję embrionalną i czekałam aż sen zdejmie ze mnie ten ciężar ubiegającego
dnia.
Gdy przebudziłam się rankiem, Słońce wisiało już wysoko nad
horyzontem. Z trudem opuściłam ciepłe łóżko i podążyłam w stronę toalety. Dalej
nie mogłam uwierzyć w jej wielkość. Dotarcie z prysznica do umywalki zajmowało
wieczność. Wzięłam orzeźwiającą kąpiel, wtarłam w ciało balsam i ubrałam dres.
W Paryżu biegałam zazwyczaj, kiedy coś mnie trapiło. Tak było i tym razem.
Czterdzieści minut szybkiego truchtu zdecydowanie postawiło mnie na nogi.
Delikatny zarys uśmiechu pojawił się na mojej twarzy. Czułam się lepiej. I
miałam przeczucie, że dzisiaj nie stanie się złego.
Pełna entuzjazmu weszłam do windy i odczekałam, aż dotrze na ostatnie
piętro. Przekręciłam kluczyk w drzwiach, ale te były otwarte. Pociągnęłam za
klamkę, a moim oczom ukazał się David.
A tuż
obok niego ona. Niska, mocno opalona brunetka z szerokim uśmiechem na ustach.
Wyglądali jak stare, dobre małżeństwo. A ja czułam, że nie pasuję do tego
obrazka i że tak naprawdę nigdy do niego nie pasowałam.
Czuję się jak na rollercoasterze, dosłownie. Historia Mili i Davida jest tak nieoczekiwana, pełna wzlotów i upadków, że aż trudno zliczyć. Także teraz, gdy po ostatnim odcinku zatliła się we mnie maleńka nadzieja, że teraz wszystko potoczy się dobrym torem, że żadne nie będzie już myślało o złamanym sercu, że przeszłość nie przyćmi teraźniejszości ani przyszłości, pojawia się ona. Sara.
OdpowiedzUsuńGłos przeszłości, była dziewczyna, która nie tylko zostawiła Davida, ale także rozbiła jego serce na kawałeczki.
Po pierwsze nie rozumiem, dlaczego zadzwoniła akurat do niego. Ja na jej miejscu nie znalazłabym tyle odwagi, by odezwać się do kogoś, komu wcześniej zrujnowałam życie.
Druga sprawa David, skąd wzięło mu się to nagłe bycie dobrym Samarytaninem? Czy to, że dostał właśnie Mili, że wprowadziła się do niego i teraz nareszcie mogą wieść wspólne życie nie mogło my wystarczyć? Czy wiedział, jak czuła się, gdy zostawił ją samą w zupełnie obcym jej miejscu, oczekując, iż jakoś sobie poradzi?
Może i Mila zrobiła głupią rzecz spotykając się z Felixem, jednak teraz David nieświadomie odpłacił się jej tym samym. Współczuję jej, ale mam nadzieję, że ten odcinek nie stanie się początkiem ich końca, nie teraz.
Pozdrawiam :*
David i Mila - wbrew pozorom - są do siebie bardzo podobni. Wskazują na to ich decyzje. Mila rozliczyła się z Felixem i z czystą kartą może ruszyć na przód. Co zrobi David? Przyszłość pokaże.
Usuńjak zawsze rozdzial idealny, ale ja mam nadal nadzieję, że nikt im szczęścia nie zaburzy nawet Sara :)
OdpowiedzUsuńNastępne i zarazem, ostatnie rozdziały pokażą jak to się między nimi potoczy :)
UsuńAż mnie coś ukuło w sercu, jak czytałam ostatnie zdania. Chyba zanim dodasz następny rozdział, zje mnie ciekawość... Ogółem - świetne.
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie :)
UsuńTyle razy przymierzałam się do napisania komentarza i wciąż i wciąż ciężko mi sklecić coś sensownego. Kolejny raz sytuacja wzbudza wiele mieszanych uczuć. Niby miało być sielankowo, ale jak to już jest w świecie realnym, wyszło jak zawsze. Nie jest zaskoczeniem pomoc Davida pomimo krzywdy, jaką wyrządziła mu jego była dziewczyna, każdy porządny człowiek, jakim bez wątpienia jest, tak właśnie by postąpił, w szczególności, że Sara została sama ze swoim problemem. Zachowywali się jak stare, dobre małżeństwo, jak wspomniała Mila - być może tak, przecież nie byli dla siebie obcymi ludźmi, łączyło ich tak wiele. Postawienie się na miejscu głównej bohaterki także niewiele pomaga z oceną jej postępowania. Ciągłe zawirowania w ich związku. David może i też powinien zdać sobie sprawę, jak źle musi czuć się Mila.Oboje popełniają wiele błędów.
OdpowiedzUsuńI tak jakoś jest mi przykro, że pierwsza część historii zmierza ku końcowi, mimo wszystko.
Pozdrawiam
Nigdy nie dam spokoju Mili. :D
UsuńDavid miota się trochę między Milą, która mimo, że przysięgła wierność, jednak zrobiła w przeszłości coś, co może budzić wątpliwości, a Sarą - która mimo wszystko - jest jego miłością. Ale i tak myślę, że to nie jest jego wina. Mila musi trochę pocierpieć za swój brak zdecydowania i na pewno nie będzie to łatwa przeprawa.
Mi też trochę smutno z powodu nadchodzącego końca, ale ta część była słaba - dopiero po czasie to widzę. Może uda mi się poprawić merytoryczność w drugiej część.
Pozdrawiam :)
Kiedy wszystko idzie dobrze trzeba się niestety spodziewać obrotu sprawy, a ten tutaj nieźle nam wszystko komplikuje. Jednak nie ma to jak była dziewczyna i jakaś katastrofa, która nie mogła się przydarzyć szczęśliwie komuś innemu, tylko zawsze jej. No nic, niepokojące to tylko nieco. Ale w życiu właściwie nie ma nic pewnego, lepiej się za szybko nie cieszyć i lepiej się za szybko do dobrej passy nie przyzwyczajać. A Mili życzę stalowych nerwów, żeby Sarze oczy nie wydrapała :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam♥
[simple-reaction]