Ranek
był potworny. Resztkami chęci zmusiłam się do wstania i doprowadzenia ciała do
wersji przynajmniej trochę gotowej na pokazanie się światu. Świadomość
spędzenia 5 godzin na uczelni zmotywowała mnie do zjedzenia niezbyt smacznej
owsianki. Założyłam na siebie to, co zdążyłam zgarnąć od Davida i z
niepochamowaną niechęcią, udałam się na uczelnię. Było zimno. Wiatr zagarniał
moje potargane włosy do tyłu. Lada chwila miał spaść pierwszy śnieg. Nawet
papieros nie wytrzymywał temperatury i gasł za każdym razem, gdy nieustannie go
odpalałam. Jesień była w tym roku naprawdę paskudna. Ale nie przeszkadzało mi
to. Wręcz przeciwnie. Wydawało mi się, że pogoda odzwierciedla mój niespecjalny
nastrój.
Luiz nie odzywał się od chwili zniknięcia za drzwiami mojego mieszkania.
Miał dzwonić, ale tego nie zrobił. Moja duma była tak ogromna, że nie pozwoliła
mi na wykonanie telefonu. Choć skręcało mnie z ciekawości, co dzieje się na
ostatnim piętrze lśniącego nowością, budynku. Ciągle widziałam te same,
wyimaginowane sceny z ich udziałem. Byłam chorą histeryczką, która
najzwyczajniej w świecie nie wierzyła w wierność. Usprawiedliwiałam się
doświadczeniem w zawodzie zdradzonej dziewczyny. W końcu Felix dobitnie pokazał
mi co to znaczy. Mimo wszystko, marzyłam tylko i wyłącznie o tym, by stanął w
progu i przytulił mnie mocno. Wtedy wszystkie obawy zniknęłyby jak za
pociągnięciem czarodziejskiej różdżki.
Nie spostrzegłam, kiedy doszłam do bram dobrze znanego mi budynku. Auriel
opierał się o mur i wypuszczał małe, szare okręgi z ust. Czasami zachowywał się
jak totalny dureń. Ale dziewczyny go uwielbiały. Naprawdę mógł napisać sporych
rozmiarów książkę, dotyczącą samych podbojów miłosnych. Ostatnimi czasy
spotykał się z niejaką Vicky – amerykańską studentką z wymiany. Uczyła się medycyny
i była dość sympatyczna. Widziałyśmy się ze dwa razy, zupełnie przypadkiem, bo
Auriel nie zwykł przedstawiać mi swoich miłości.
- Jak tam przeprowadzka? – zapytał od razu, gdy do niego podeszłam.
Zgasił ledwo tlącą się bibułkę i ospale ruszyliśmy w stronę wejścia. Sorbona
była wielkim uniwersytetem z wieloma oddziałami. Nasz mieścił się w starych
murach ówczesnych akademików. Małe pokoje przekształcone w wielkie aule, na
których odbywały się wykłady. Auriel ciągle żartuje, że to jest powodem jego
ciągłych drzemek. Weszliśmy do sali trochę wcześniej ni zwykle, więc udało się
nam zająć miejsca na samym końcu.
- Nie w humorze, co? – otworzył swój pusty notatnik i zaczął malować
nieokreślone wzorki. Ściągnął z głowy kaptur i dopiero teraz zauważyłam, że
ściął długą grzywę, którą zawsze zawijał do góry. Od razu nabrał więcej
męskości. Uśmiechnęłam się pod nosem i otworzyłam laptop.
- Nie chcę o tym rozmawiać.
- Mieszkasz u niego jeden dzień, a już dał Ci w kość? Nie wróżę temu
związkowi świetlanej przyszłości – zażartował, a ja palnęłam go z całej siły w
ramię. Zaśmiał się głośno i spojrzał na mnie swoim obwiniającym wzrokiem.
- Będzie dobrze. – te słowa wypowiedziane bardziej same do siebie w
ogóle do mnie nie przemawiały. Chciałam w nie uwierzyć, ale dopóki nie miałam
wiadomości od Davida, dopóty nie czułam się pewnie.
Felix o dziwo spóźnił się parę minut, za co przez kolejne pięć
przepraszał. Jego wykład był nadzwyczaj ciekawy, a i jego zachowanie wydawało się
być nieco inne. Już nie mówił z wyniosłym tonem, nie obrażał studentów i nie
chwalił się licznymi sukcesami. Jedyne na czym się skupiał to nauczenie nas
czegoś nowego i nie tylko ja zauważyłam tę przemianę.
- Dziwny jest, nie? – Auriel szturchnął mnie łokciem. Nawet on zaczął
notować, choć nigdy tego nie robił. To musiało być coś spektakularnego.
Zakończył
równe 70 minut po tym jak zaczął monolog. Niezwykle punktualnie. Podziękował
serdecznie za skupienie i ciszę, jaką mu sprezentowaliśmy i zaczął się pakować.
Odniosłam wrażenie, że coś się w nim zmieniło. Egoistyczny pierwiastek szeptał,
że to przez spotkanie ze mną, ale szybko zdusiłam w sobie tą myśl.
Zeszłam
powoli po schodach nie spuszczając z niego wzroku. Ale on nie spoglądał na
aulę. Wsadził notatki do neseseru i wyszedł nie oglądając się w tył. Zupełnie
nie przypominał Felixa, który złamał mi serce.
Auriel przywołał mnie do świata żywych i ruszyliśmy w stronę wyjścia.
Od razu, kiedy świeże powietrze uderzyło w nasze twarze, wyciągnął z kieszeni
paczkę Marlboro i poczęstował mnie jednym.
- Lea wyjechała – powiedział podając mi zapalniczkę. Wciągnął
śmiercionośną chmurę do płuc i wypuścił ze świstem.
- Jak to wyjechała? Gdzie? – nie mogłam uwierzyć w to, że ktoś taki
jak ona zdecydował się na ucieczkę.
- Nie mówiłem Ci, ale ona i Felix dalej kręcili ze sobą. Słyszałem od
jednej z moich partnerek, że ostro się pokłócili i zerwali jakiś tydzień temu.
Załatwiła sobie wymianę i siedzi teraz w Belgii, czy Holandii.
Pokłócili
się o mnie. Albo przeze mnie. Czy powiedział jej, że dalej mnie kocha?
Skrzywdził kolejną dziewczynę. Nabrałam tylko pewności, że on nie potrafi
stworzyć silnego związku – niszczy każdy, zanim tak naprawdę się zacznie. Było
mi jej żal, choć wcale nie powinno. W końcu odbiła mi faceta. Ale dalej trochę
ją lubiłam, a świadomość, że cierpi w podobny sposób, co jeszcze niedawno ja,
sprawiała, że przestawałam czuć żal. Niestety jej rozdział w moim życiu
zakończył się w dość podniosły sposób. Wyjechała. I pewnie już nigdy więcej jej
nie zobaczę.
- Rozmawiasz z nią? – zapytałam, gdy spacerowaliśmy po pobliskim
parku. Auriel mieszkał niedaleko uczelni, więc zawsze to jego droga do domu,
była najczęstszym miejscem naszych rozmów.
- Nie. To by było trochę nie fair w stosunku do Ciebie. No wiesz, te
wszystkie babskie bzdury dotyczące lojalności.
- Ja nic nie mówiłam na ten temat.
- Ale ja postanowiłem obrać stronę – uśmiechnął się delikatnie – Lea
była szmatą, nie oszukujmy się. Ty przynajmniej trzymasz fason. I nie zwiewasz,
jak pojawia się problem.
Przytuliłam
go mocno. Czasami strasznie działał mi na nerwy, ale był dla mnie jak starszy
brat. Zawsze miał czas, żeby się ze mną spotkać, słuchał uważnie moich wywodów
i miał ciekawe rady. Nie oceniał mnie, ani ja nie oceniałam jego. W naszej
przyjaźni panowała harmonia i co najważniejsze – żadne z nas nigdy jej nie
zachwiało.
- Spadaj do domu – prychnęłam, gdy znaleźliśmy się pod jego
parterowym domem. Mieszkał z siostrą, która studiowała na Akademii Sztuk
Pięknych. Rodzice kupili im dom, a sami wyjechali z Paryża, by zwiedzać świat.
Sam Auriel nie potrafił określić, gdzie się w danej chwili znajdowali. Nie
wspominał o nich za często, więc i nie pytałam.
- Trzymaj się, mała. I nie pozwól, by jakiś frajer Cię złamał. Musisz
być twarda! – dźgnął mnie palcem w brzuch i machając na odchodne, zniknął za
metalową bramą. Zaśmiałam się sama do siebie i powolnym krokiem ruszyłam w
stronę własnego domu. Odpaliłam kolejnego papierosa. Ostatnio bardzo dużo
paliłam. To co się działo w moim życiu samo pchało mnie w szpony nałogu. Cudem
było, że nie sięgałam po nic twardszego, ale zupełnie nie ciągnęło mnie w te
rejony. Zerknęłam na mały zegarek sprezentowany przez mamę, na imieniny –
wybiła 13. David dalej nie dawał znaku życia. Wahałam się, czy nie zadzwonić,
ale ilekroć wykręcałam jego numer, momentalnie wciskałam czerwoną słuchawkę.
Wiatr przybrał na sile. Zapowiadało się na niezłą wichurę. Minęłam skrzyżowanie
i dostrzegłam sportowy samochód zaparkowany nieopodal mojej kamienicy. Należał
do Luiza. Serce zaczęło bić niebezpiecznie szybko. Bałam się, że zaraz wyskoczy
z mojej piersi i umrę na chodniku już więcej go nie zobaczywszy. Zatrzymałam
się na chwilę i oparłam o mur sąsiadującego budynku. Boże, czego ja się
obawiałam? Pewnie przyjechał, by oznajmić, że Sara wyleciała i zabiera mnie ze
sobą. A potem będziemy się kochać w jego wielkim prysznicu. Ugotuje mi coś
dobrego i wszystko wróci do normy. Musiałam się otrząsnąć, bo wydumane
scenariusze przysłaniały mi rzeczywistość. Potrząsnęłam głową, poprawiłam
sweter, zarzuciłam torebkę na ramię i z impetem otworzyłam wejściowe drzwi.
Siedział dokładnie w tym samym miejscu, co wtedy gdy toczyłam konwersację z
Durandem. Jego mina była posępna i wcale nie wydawał się skakać z radości.
Wystarczyło jedno spojrzenie w jego smutne oczy i już wiedziałam. Wiedziałam,
że nie jest okej.
- Musimy porozmawiać, Mila.
Nie
chciałam usłyszeć tego zdania. Nie od niego. Nie teraz. Nigdy.
Ale
usłyszałam. I jeszcze wiele innych rzeczy.
- Wejdź. – otworzyłam drzwi i wpuściłam go do środka. Nie zdążyłam
posprzątać, więc wszędzie było pełno ubrań i śmieci. Byłam straszną
bałaganiarą. Rozebrałam sweter i nalałam nam wody do szklanek. Zajął już swoje
miejsce na kanapie, ale nie przypominał Davida, który jeszcze dwa dni wcześniej
całował mnie na pożegnanie. Nie spoglądał w moją stronę, ciągle patrzył w dół.
Stukał nerwowo nogą o parkiet. Stanęłam nad nim i podałam mu szkło. Nawet wtedy
na mnie nie spojrzał. Atmosfera była za gęsta. Zaczynałam się dusić.
- O co chodzi? – mój głos, pełen obaw, tylko pogorszył sprawy. Wstał
z sofy i podszedł o okna. Postawił szklankę na parapecie i skupił na niej
wzrok. Ręce zaciśnięte miał w pięści. Jego mięśnie były naprężone, zupełnie
jakby szykował się do ucieczki. A ja nie wiedziałam dlaczego. Zajęłam jego
miejsce na kanapie i upiłam wody. Zaschło mi w ustach, choć nic nie mówiłam.
Nerwowo zmierzwiłam włosy i wsadziłam kosmyk za ucho. Dalej milczał. Zupełnie
jakbym to ja była winna. Jakby dowiedział się czegoś strasznego. I już totalnie
postradałam zmysły.
- Nie wyjechała – wydusił w końcu, ale w dalszym ciągu patrzył na
przeźroczystą ciecz. Coś we mnie pękło. Mała cząstka mojego serca, które
niedawno pozbierało się do całości, odpadła. Zaczęłam się trząść, choć wcale nie
było mi zimno. Nerwy szarpały mną na wszystkie strony. Mimo to, David nie
obdarzył mnie spojrzeniem.
- Dlaczego? – zapytałam ledwie słyszalnie.
- Zostaje.
Wszystkie
mięśnie mojego ciała nagle zwiotczały. Szklanka swobodnie upadła na podłogę.
Woda zmoczyła mi nogawki. Opuściłam głowę na dół, by zakryć twarz.
Niekontrolowana łza spadła mi na nogę. Zacisnęłam ręce, by zatuszować drżenie.
Nie chciałam na niego patrzeć. Teraz już nawet nie mogłam.
- Wracasz do niej? – rzuciłam retorycznie. Dobrze wiedziałam, że
wraca. I że tym samym ja, niekochana, zostaję sama.
- Mila – podszedł do mnie – Wczoraj wieczorem uświadomiłem sobie, że
nigdy nie odszedłem. – klęknął i kątem oka dostrzegłam jak na mnie patrzy. Nie
było w tym miłości. Był strach. Strach przed tym, co się wydarzy. Nie chciałam
robić scen. Pociągnęłam nosem, przetarłam oczy i resztkami wewnętrznej siły
zmusiłam się do wstania. Ominęłam go, otworzyłam barek i otworzyłam wino – te,
które przywiozłam ze sobą z Pragi. Na wyjątkową okazję. Na dzisiaj.
- Napijmy się – wypełniłam dwie lampki, aż po brzegi. Zaskoczyłam go,
ale nie odmówił. Wziął trunek do ręki i upił trochę.
- A gdybym pomogła Ci odejść? – zabrzmiało jak błaganie, by został. Bo
chciałam, by został. Ten ostatni raz musiałam zawalczyć. Inaczej, nigdy bym
sobie nie darowała.
- Nie mogę. Nie mógłbym żyć ze świadomością, że krzywdzę Cię jeszcze
bardziej. Zasługujesz na prawdziwą miłość. Na bycie z kimś na wyłączność. Ja Ci
tego nie zagwarantuję.
Usłyszałam
jak moje serce się rozpada. Powoli, boleśnie, na niezliczone części.
Cierpiałam. Tak jak nigdy. Miałam ochotę wyrwać je sobie z piersi. By przestało
mnie boleć. A jego twarz, z wyrysowanym smutkiem, tylko wzmagała to co czułam.
Tak bardzo chciałam go przytulić, prosić, by mnie uleczył swoim pocałunkiem.
Każda część mojego ciała błagała o jego dotyk. Czułam się jak człowiek, który
wędruje przez pustynię bez wody. Moją wodą, była jego miłość, którą mi zabrał.
I której już nigdy miałam nie doświadczyć.
- Czy mógłbyś mnie zostawić? Nie chcę się przy Tobie błaźnić.
- Ale…
- Proszę – przerwałam mu – Wyjdź – głos mi się łamał. Ledwo
powstrzymałam się przed szlochem. Posłuchał mnie. Ostatni raz spojrzał na moją
zmizerniałą twarz i zniknął. A razem z nim znikło powietrze. Położyłam się na
zimnej ziemi, nieopodal roztrzaskanego szkła. I w końcu wypuściłam z siebie
cały smutek. Lał się strumieniami, wypełniał każdy kąt. Nie próbowałam nawet
udawać, że sobie radzę. Po prostu leżałam i czekałam, aż minie. I choć trwało
to godzinami – w końcu przestało. Choć czułam, że zamiast serca, mam w klatce
wielki, stalowy gwóźdź – urosłam w siłę.
Spakowałam do torby najpotrzebniejsze rzeczy, wysłałam kilka SMSów z
wyjaśnieniami, poprosiłam go by
wysłał moje rzeczy do Pragi i udałam się na lotnisko.
Czekając na lot uśmiechnęłam się pod nosem – byłam stuprocentowym
Jacobem. Dokładnie teraz – siedząc na lotnisku, przypieczętowałam swoją
beznadziejną rolę. Może tylko z jednym wyjątkiem – moja bajka nie kończy się w
spektakularny sposób. Ja uciekam. Uciekam z Paryża, który wyrządził same
krzywdy w moim życiu. Który sprawił, że jestem naga, a moje rany są otwarte. I
nie chcę pamiętać stąd ani jednej chwili.
Bycie Jacobem jest do bani.
Hohoho no ładnie, ciekawe jak się potoczą ich losy, mam nadzieję, ze będzie dobrze i wspanialae, ze będzie 2 czesc :D
OdpowiedzUsuńMogę zdradzić, że w tej części na pewno nie będą ze sobą - w drugiej za to, ich losy wciąż są otwarte. :)
UsuńNie spodziewałam się tego kompletnie i nie wiem, jak to robisz, że zaskakujesz mnie z każdym rozdziałem coraz bardziej. Myślałam, iż Mili uda się jakoś zainterweniować przed nadciągnięciem tego, co prawdopodobnie gdzieś tam tkwiło. Skoro David uległ raz, dał się nabrać na fałszywą miłość, to prawdopodobieństwo, że zrobi to ponownie istniało, ale ja miałam nadzieję, że jednak oszczędzi Mili tego cierpienia, zwłaszcza że ona się bardzo mocno w tej związek zaangażowała. Naprawdę serce mi się krajało z każdym przeczytanym zdaniem. I nie wiem, czy na jej miejscu nie zrobiłabym tego samego, czy nie chciałabym zostać sama, leżeć i dawać łzom wypływać razem z całym zebranym w środku bólem i żalem, a potem najzwyczajniej w świecie zostawić za sobą miejsce, które wiązało się już teraz tylko ze wspomnieniami o złamanym sercu i wyjechać daleko stąd, zostawić przeszłość za sobą.
OdpowiedzUsuńKocham też porównanie do Jacoba. Perfekcyjnie pasuje do sytuacji, w jakiej znalazła się Mila i masz rację, bycie Jacobem jest kompletnie do bani.
Szkoda mi Auriela, raz po razie stracił dwie przyjaciółki, choć tej pierwszej akurat nie należało się zbyt wiele, dlatego wiedza o tym, że Felix szybko ją porzucił cieszy mnie, choć to niekoniecznie miło brzmi.
Cóż, musiałam jakoś wynagrodzić sobie żal po Davidzie i Mili.
Wiem, że w tej części to już niemożliwe, utwierdziłaś mnie w tym zarówno rozdziałem, jak i komentarzem powyżej, ale mam cichą nadzieję, iż ich los się odmieni. David musi zmądrzeć, przejrzeć na oczy, uświadomić sobie popełniony błąd i odzyskać Milę!
Pozdrawiam :)
Cieszy mnie to bardzo, że zdołałam Cię zaskoczyć po tylu rozdziałach!
UsuńDavid dokonał wyboru, takiego samego jakiego dokonała wcześniej Mila. Niestety z niekorzyścią dla głównej bohaterki.
Ze wszystkich postaci, to chyba właśnie Auriela lubię najbardziej i pewnie też dlatego jego wątek zostanie pociągnięty w 2 części.
Pozdrawiam!
Oj, David, David.
OdpowiedzUsuńCiężko mi cokolwiek powiedzieć, co nie zostałoby już powiedziane, również obstawałam murem za opcją zmądrzenia: albo jakiegokolwiek działania ze strony naszej popełniającej do tej pory błąd za błędem Mili, albo opamiętania się Luiza, a tu proszę, co za niespodzianka. Ale najprawdopodobniej to najlepsze wyjście i znacznie lepsza furtka do drugiej części niż połączenie ich.
No, ogólnie, to uwielbiam Cię, Twoje opowiadanie i szykuję się do zamęczania wszystkim, co towarzyszyło mi podczas czytania tej historii, w epilogu:)
Pozdrowienia!
Musiałam stworzyć sobie jakieś dogodne podwaliny na drugą część, więc trudniej by mi było gdybym ich jednak połączyła. :D Z drugiej strony, napisałam to opowiadanie na kilka tygodni przed tym, jak do głowy przyszedł mi pomysł, by jednak pociągnąć tę historię w 2 części.
UsuńDziękuję za komplement:*
Pozdrawiam!